wtorek, 4 lutego 2014

3 ♥

-Ale zimno - powiedziałam wychodząc z domu.
-Nie mów, mi że Cię to dziwi w grudniu - zaśmiała się cicho Lily
-Nie dziwi mnie - odpowiedziałam sucho - to gdzie idziemy? - zapytałam
-Sama nie wiem... Myślałam o tym przechylonym drzewie przy starej szkole. - wzruszyła ramionami
-Oh.. tak! pamiętam jak chodziłyśmy tam codziennie po skończeniu lekcji. Dawno tam nie byłyśmy!
-Więc chodźmy - przyjaciółka przyspieszyła trochę, a ja dostosowałam się do jej tępa.
Nie minęło dziesięć minut jak stałyśmy już pod 'naszym' drzewem. Nie musiałam się obawiać, że nie dam rady wejść, gdyż drzewo było mocno przechylone i łatwo było na nim stanąć.
Szybo weszłam kilka kroków w górę i usiadłam na pierwszej, grubej gałęzi. Lily zrobiła to samo, więc teraz siedziała obok mnie. 
-O mój... tyle wspomnień mam teraz w głowie - zakryła usta ręką
-Ja też - przytaknęłam 
-Pamiętam jak zbiegałaś stąd i potknęłaś się o krawężnik - powiedziała i zaczęła się głośno śmiać
-Przynajmniej nie spadłam bokiem, próbując się wdrapać na konar - odparłam, a przyjaciółce nieco zrzedła mina. 
-Pamiętam miny ludzi, kiedy krzyczałyśmy do nich, a oni nie wiedzieli o co chodzi - zaśmiała się ignorując moją poprzednią uwagę.
-Tak, to było śmieszne - uśmiechnęłam się na wspomnienie dawnych lat. 
Spędziłyśmy na drzewie jeszcze dwie godziny rozmawiając o wszystkim i niczym, kiedy postanowiłyśmy zejść.
-Która godzina? - zapytałam, a przyjaciółka wyjęła swój telefon by podać mi czas. Mogłam równie dobrze zrobić to sama, ale byłam zbyt leniwa by wyjąć rękę z kieszeni, poza tym nie wzięłam rękawiczek...
-Dochodzi dziewiąta - powiedziała
-Okej. Zbierajmy się powoli.
-W takim razie skręcam. Pójdę na skróty - uśmiechnęła się i ucałowała mnie w policzek na pożegnanie. Pomachałam jej tylko i poszłam dalej.
Uwielbiałam wieczorne spacery. Świeże powietrze i to, że na ulicach jest mało ludzi sprawia, że mogę się skupić. Poszłam okrężną drogą, gdyż chciałam pobyć na świeżym powietrzu chwilę dłużej. Tym różniłam się od Lily. Ona wolała chodzić szybko i zazwyczaj nie wychodziła nigdzie sama. Ja wolałam spacerować, i dobrze czułam się w swoim towarzystwie. 
Nawet nie zauważyłam kiedy stałam już pod drzwiami mojego domu. Zamknęłam je cicho i od razu zdjęłam buty, by nie obudzić mamy. Skierowałam się do swojego pokoju, jednak po drodze wzięłam z lodówki butelkę wody. Odłożyłam buty i płaszcz do szafy, a butelkę z wodą na biurko. Zdejmując swoje ciuchy kierowałam się w stronę łazienki, rzucając je po kolei na podłogę. Później je posprzątam - pomyślałam odkręcając wodę i weszłam pod prysznic. Odprężyłam się gdy ciepła woda zaczęła spływać po moim ciele. Czas, kiedy mama spała, lub nie było jej w domu, był czasem na długą kąpiel. Dziwnym trafem zawsze, gdy brałam prysznic mama czegoś ode mnie potrzebowała. Szybko umyłam ciało i włosy. Spędziłam pod prysznicem jeszcze kilka minut rozkoszując się ciepłą wodą. Zimne powietrze uderzyło mnie gdy otworzyłam drzwi kabiny. Owinęłam ciało oraz włosy ręcznikiem i zbierając kolejno swoje ciuchy z podłogi wrzuciłam je do kosza z resztą brudnych ubrań.
Westchnęłam patrząc na górę toreb leżących na łóżku. Chciałabym po prostu zrzucić je na bok, ale wiem, że sumienie nie pozwoliłoby mi spać i czy tak, czy tak musiałabym wstać i rozpakować zakupione dziś rzeczy. Z niechęcią zabrałam się za rozkładanie nowości na ich miejsce. O dziwo zajęło mi to niewiele czasu i już po piętnastu minutach leżałam w ciepłym łóżeczku.

Wiłam się i przekręcałam w łóżku  długi czas, co chwila wplątując się w pościel, zanim postanowiłam wyjść za okno. To nie tak, że chciałam przez nie wyskoczyć. Za oknem był niewielki daszek, służący innym jako sufit werandy. Siadałam tam zawsze, gdy razem z Lily jako małe dzieci bawiłyśmy się w chowanego. Nigdy nie mogła mnie znaleźć. Wychodziłam tam także gdy nie mogłam spać, tak jak dzisiejszej nocy... Tak więc owinęłam się moim ulubionym kocykiem i wstawiłam nogi za parapet. Zeskoczyłam na daszek i przeszłam kawałek w bok. Usiadłam cicho i wpatrywałam się w gwiazdy. Widok nieba nocą bardzo mnie uspokajał. O dziwo było mi ciepło, chociaż była grudniowa noc, a ja byłam owinięta tylko kocem. Zdziwiła mnie moja bezsenność. Już od kilku lat zasypiałam normalnie wcześniej miałam problemy ze snem kiedy... kiedy mój tata odszedł. Na wspomnienie o moim tacie po policzku poleciała mi łza.
-Hej, słodka! - Ktoś krzyknął na tyle głośno, bym mogła go usłyszeć, lecz nie na tyle, by mógł to zrobić ktoś inny... Skąd ja znam ten głos? Spojrzałam na dół, by ujrzeć znaną mi już postać.
-Co Ty tu robisz, Justin?! - zapytałam i otarłam ukradkiem łzę spływającą po moim policzku.

Justin's Pov

Na szczęście udało mi się zgrabnie uniknąć zderzenia kolców z motocyklu Lucasa z moim motocyklem, bądź nogą. Wyminąłem go i jak zwykle jako pierwszy pognałem do linii mety. Ludzie podbiegli do mnie i zaczęli podnosić mnie do góry jakbym zrobił coś wielkiego. Tymczasem ja tylko któryś raz z rzędu wygrałem nielegalny wyścig... Nie sądzę, by był to powód do dumy. Naprawdę nie lubiłem roboty dla Neila, ale po prostu potrzebowałem kasy...Z drugiej jednak strony cieszyłem się widząc wkurzonego Lucasa. Czy wspominałem już, że nienawidzę tego gościa?!
 Ludzie szybko znudzili się moją osobą, gdy tylko usłyszałem policyjne syreny.
Jak zwykle policja psuje całą zabawę. Zostałem postawiony na ziemi i zanim ktokolwiek zdążyłby zauważyć moje numery rejestracyjne zniknąłem z pola widzenia. Jechałem w stronę mojego domu, mijając różne budynki, kiedy zauważyłem znaną mi osobę siedzącą na daszku za oknem. Cicho podjechałem pod posesję i zaparkowałem w miejscu, gdzie dziewczyna mnie nie zauważy. Zwinnym ruchem przeskoczyłem przez płot i podszedłem bliżej domu.
-Hej, słodka! - krzyknąłem wystarczająco głośno by mnie usłyszała.
-Co Ty tu robisz, Justin?! - zapytała Faith zrywając się do pozycji stojącej. Miała na sobie pidżamę i była owinięta kocem. Wyglądała śmiesznie i uroczo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz