wtorek, 24 grudnia 2013

2 ♥

-I skończone - klasnęłam w dłonie po odłożeniu na biurko listy wszystkich rzeczy, które zdecydowałyśmy, że musimy kupić na imprezę, lub raczej bankiet, albo przyjęcie, które mama robi z okazji dziesięciolecia jej firmy. Zdecydowałyśmy także, że wszystko będzie się działo na 7 piętrze biura mamy. Co prawda impreza/bankiet/przyjęcie odbędzie się dopiero za trzy tygodnie, ale lepiej zrobić wszystko wcześniej, niż planować na ostatnią chwilę.
-Dziękuję, dziewczynki - mama uśmiechnęła się szeroko i zdjęła swoje okulary do czytania. Wyglądała bez nich nieco młodziej, chodź w nich też nie wyglądała źle. Miała nieco ponad 40 lat, i mimo, że byłam od niej o wiele młodsza, jako jej córka, to zazdrościłam jej figury. Była ode mnie trochę chudsza (Nie to, żebym narzekała na swoje ciało) , a jej nogi były dłuższe niż moje, co podkreślała idealnie dobranymi sukienkami. Wyglądała jak te bizneswomen's z filmów (którą po części była, tylko, że nie grała w filmie) w eleganckim koku przypiętym granatową spinką, pasującą pod kolor sukienki, którą akurat miała na sobie. - chcecie może teraz coś zjeść? Siedzimy tu już prawie dwie godziny. - powiedziała
-Z chęcią coś przegryzę - oznajmiła Lily a ja przygryzam dolną wargę, żeby się nie roześmiać. Sposób w jaki moja przyjaciółka mówiła zwracając się do mojej mamy zwyczajnie mnie śmieszył. Mówiła bardziej dostojnie i niższym głosem. Cholera, dziewczyno przecież nie rozmawiasz z królową Anglii! Zaraz. Czy można myśleć 'cholera' w pobliżu swojej mamy? Przecież nie pomyślałam gorszych rzeczy jak 'kurwa' czy 'chuj' ale... o nie! Dobra, ważne, że nie powiedziałam żadnego z tych słów na głos...
-Ja też coś zjem - dodałam w końcu, kiedy byłam pewna, że powstrzymałam swój śmiech przed wyjściem na wierzch.
-Wspaniale! W takim razie idę coś przyżądzić. Widzimy się za chwile w jadalni - uśmiechnęła się szeroko, po czym wyszła z pomieszczenia, a my zaraz za nią. Zawsze zastanawiało mnie, czemu mówiła 'jadalnia' skoro chodziło jej o kilka metrów kwadratowych, których podłoga różniła się od tej za blatem. Było to jednak wciąż to samo pomieszczenie... nieważne. Wyszłyśmy zaraz za moją rodzicielką.
-Pomóc Ci w czymś, mamo? - zapytałam
-Nie, poradzę sobie. - cała mama. Nigdy nie przyjmuje pomocy, woli robić wszystko sama. Chciałbym być tak niezależna jak ona. Poza tym bardzo lubi gotować i przyżądzać różne potrawy. Kiedy byłam młodsza potrafiłyśmy spędzić cały dzień w kuchni, gdy uczyła mnie robić nasze ulubione jedzenie. Kochałam to!
-Jasne - przytaknęłam i usiadłam przy stole obok mojej przyjaciółki, która zdążyła zrobić to przede mną.
-Tak w ogóle, to przystojni Ci chłopcy, których dziś spotkałyśmy - powiedziała Lils a ja mentalnie kopnęłam ją w twarz za poruszenie tego typu tematu przy mojej mamie.
-Taa - przytaknęłam cicho, w duszy modląc się o to, by mama nie zadawała żadnych pytań.
-Jacy chłopcy? - jak na złość, oczywiście nie mogło się bez tego obejść...
-Kiedy wczoraj Faith wracała od Miley to jakiś... - zaczęła Lily.
-Chłopak! Jakiś chłopak... spotkałam pewnego chłopaka i zaproponował mi odprowadzenie do domu. Dziś spotkałyśmy go i jego kolegę na zakupach - dokończyłam przerywając przyjaciółce. Nie chciałam mówić mamie o kryminaliście z nożem. Nigdy nie wypuściła by mnie już z domu! Nie chodzi tu o karę, lecz o strach. Bałaby się wypuścić mnie z domu po zmroku. Miałam nadzieję, że uwierzy w moją historyjkę. Patrzyłam na nią próbując zachować naturalny wyraz twarzy. Rodzicielka zmrużyła lekko oczy patrząc w podłogę jakby analizowała to co właśnie powiedziałam.
-Cóż, miły chłopak. Jak miał na imię? - zapytała. Tak, uwierzyła!
-Już nawet nie pamiętam - ponownie skłamałam. Nie chcę, żeby pomyślała, że go polubiłam czy coś... Wypytywała by o niego ' Jak tam Justin? ' ; 'Kolegujesz się z nim? ' ; 'Pozdrów go' . Stwierdziłam, że jeśli powiem, że nie pamiętam, to pomyśli, że nie przywiązałam wielkiej wagi do naszej znajomości. Wyglądam pewnie na wyrodną, zakłamaną córkę, ale to nie tak. Po prostu chcę ominąć zbędnych nie przyjemności. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk talerza obijającego się o stół, który mama położyła przede mną. Zrobiła nam po omlecie. Po chwili na stole położyła także dżem i nutellę.
-Posmarujcie sobie czym chcecie. - uśmiechnęła się i skierowała się w kierunku drzwi prowadzących do salonu, przez który musiała przejść, by znaleźć się w swojej sypialni.
-Nie zjesz z nami? - zapytałam nim zdążyła zniknąć za białymi drzwiami.
-Nie jestem głodna. - pokręciła głową - położyłabym się już spać.
Poparłam decyzję mamy, chociarz było dopiero w pół do szóstej. Ciężko pracowała, często zostawała nawet po godzinach w biurze, żeby dokończyć jakieś ' ważne sprawy '. Czasami zastanawiałam się, czy nie jest pracoholiczką...
-To dobry pomysł - uśmiechnęłam się
-Dobranoc - powiedziała Lily
-Dobranoc - mama lekko zachichotała - tylko nie siedźcie do późna, chyba, że będziecie gdzieś wychodzić. Faith nie wracaj zbyt późno. Dobranoc - powtórzyła znów zanim zniknęła za drzwiami kuchennymi. Sen dobrze jej zrobi.
-To jak?
-Mhm? - mruknęłam pytająco nie wiedząc o co chodzi mojej przyjaciółce i posmarowałam mój omlet nutellą.
-Co robimy? - zapytała unosząc do góry swoje idealnie wyregulowane i lekko przyciemnione brwi.
-Sama nie wiem. Może noc filmową? - zaproponowałam
-Nie. Noc filmowa była kilka dni temu. Może po prostu pójdźmy się przejść?


Justin's Pov


- Co jest tak ważne, że Neil nie mógł spotkać się ze mną osobiście? Sam kazał mi tu przyjść Carlos! - krzyknąłem do chłopaka. Nie lubiłem Carlosa, z resztą większość ludzi, których znam go nie lubiła. Był takim przydupasem Neil'a. Gdy trzeba było donosił na wszystkich dokoła. Po prostu lizał mu dupę...
-Cóż, trochę zajęło Ci dotarcie tu. Szef pojechał już na miejsce, wiesz... tam gdzie zawsze. - tłumaczył mi latynos wchodząc do pomieszczenia, które okazało się garażem. Zapalił światło i podszedł do maszyny okrytej białą płachtą - Kazał pokazać Ci to - powiedział i szybkim ruchem zdjął płachtę z... motocyklu.
Był to jeden z najnowszych motocykli, widziałem go w jakimś programie, który oglądał ostatnio mój ojciec. Pojazd był czarny, lecz miał także srebrzyste/mechaniczne dodatki. Był wypolerowany i wyczyszczony.
-Ale cacko - wykrztusiłem nie odrywając wzroku od motoru.
-Tak - przytaknął Carlos, a może raczej głupi przydupas z głupim akcentem.
-W takim razie do zobaczenie mam nadzieję, że nigdy - powiedziałem ze sztucznym uśmiechem. Carlos dobrze wiedział, że go nie lubię, ale nie stawiał mi się najwyraźniej ze strachu.
-Czekaj, czekaj - zatrzymał mnie zanim zdążyłem wyjechać z garażu.
-Co?
-Może założysz strój i kask? - stanął przede mną trzymając następujące rzeczy w dłoniach.
-Kask?- tak, strój?-nigdy - powiedziałem wyrywając kask z rąk chłopaka i szybko założyłem go wyjeżdżając na ulicę tym samym zostawiając go samego i głupiego w garażu.

-Oh. Tu jesteś - powiedział Neil i poklepał mnie po ramieniu, kiedy podjechałem do niego a ja walczyłem ze sobą, by nie zrzucić jego brudnej łapy z mojego ciała - myślałem, że już nie przyjdziesz - uśmiechnął się, a moje śniadanie podeszło mi do gardła gdy zobaczyłem jego złoty ząb.
-Taa - tylko przytaknąłem odjeżdżając powoli i ustawiłem się na linii startu. Rozejrzałem się dokoła wypatrując pewnej osoby. Oprócz kilkunastu motocyklistow, z którymi miałem się ścigać i 'sponsorów' były tam tłumy ludzi.
-Mnie szukasz, Bieber? - usłyszałem za plecami niski głos, tego bladego idioty. Tak, nie lubię naprawdę wielu ludzi.
-Tak, właściwie tak. Myślałem, że spękałeś po tym jak pokonałem Cię ostatnim razem - uśmiechnąłem się sztucznie
-Zamknij się - warknął i stanął na linii startu tak jak ja. Haha! Wygrałem.
-3...2... - usłyszałem głos dziewczyny, która ogłaszała początek wyścigu. Zdjęła z szyi swoją apaszkę i podniosła ją do góry - 1... start! - krzyknęła gwałtownie rzucając ręką z apaszką w dół dając znak, że można już jechać.
Wystartowałam. Oddychałem szybko, a w moich żyłach płynęła teraz adrenalina. Czułem się całkiem wolny, wyzwolony od problemów... kochałem to uczucie, nawet jeśli trwało tylko kilka minut.
Jechałem tak rozmyślając kiedy zauważyłem Lucasa niebezpiecznie zbliżającego się do mnie. Czemu on się do mnie... zaraz co to jest? Kto do cholery przyczepia sobie ostre kolce do motocyklu? Czy ja śnię, czy to jest jakiś cholerny film sience fiction?



___________________________________________


Rozdział nieco krótki, ale nie chciałam pisać dalej. Muszę trzymać was w napięciu :D 
W.
Jeśli przeczytałeś/łaś to proszę o komentarz :) 

piątek, 20 grudnia 2013

1 ♥

Obudził mnie dźwięk budzika. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Przeciągając się wsunęłam stopy w moje puchate kapcie i ruszyłam w stronę toalety. Wzięłam szybki prysznic oraz ubrałam się w ciuchy, które naszykowałam sobie już wczoraj. Zrobiłam lekki makijaż, a włosy związałam w kucyka. Przed wyjściem z pokoju pościeliłam łóżko po czym zbiegłam schodami na dół by ujrzeć moją rodzicielkę smażącą naleśniki.
-Dzień dobry - przywitałam się
-Dobry - spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. Ma dobry humor, co oznacza zero paplaniny na temat tego, jak późno wczoraj wróciłam do domu. Tak! - jakie masz plany na dziś?
-Planowałam zadzwonić do Lily i wybrać się z nią na zakupy. Później wrócę do domu pomóc Ci w organizacji Twojej imprezy. Może uda mi się namówić Lily, żeby nam pomogła - posłałam mamie lekki uśmiech siadając do stołu.
- Oh. To świetny pomysł! Z nią wszystko pójdzie szybko i gładko - rozpromieniła się nakładając naleśniki na mój talerz.
-Tak. Ona ma głowę do tych spraw! - odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie mojej porcji naleśników.
Po skończonym jedzeniu zadzwoniłam do Lily, która oczywiście nie mogła odmówić mi wyjścia na zakupy. Shopping to było jej ulubione zajęcie. Bardzo ceniła sobie przyzwoity wygląd i zawsze ubierała się zgodnie z nadchodzącymi trendami.
Tak więc wsiadłam w samochód i pojechałam prosto pod jej dom, który znajdował się jedynie kilka przecznic od mojego. Zatrąbiłam dwa razy a już po chwili mogłam dostrzec moją przyjaciółkę biegnącą w stronę mojego pojazdu.
-Hej kochana - uściskała mnie lekko siadając na miejscu pasażera.
-Cześć - uśmiechnęłam się szeroko. W jej towarzystwie zawsze mam ochotę się uśmiechać. Po prostu tak na mnie działa.
-Jak dobrze, że masz samochód. Nie wiem co musiałabym zrobić, żeby któreś z moich rodziców zawiozło mnie do centrum handlowego.
-Może czas kupić sobie własny samochód? - zapytałam wyjeżdżając z podjazdu
-Też nad tym myślałam. Planuję zakupić używany samochód.
-Używany?- uniosłam brwi nie odrywając wzroku z drogi
-A czemu nie? Można znaleźć naprawdę dobry samochód w okazyjnej cenie. A poza tym chciałbym odłożyć trochę pieniędzy. Namówiłam rodziców na wakacje bez nich, ale dadzą mi jedynie połowę potrzebnych pieniędzy. A jak idzie Tobie, namówiłaś już mamę?
-Daj spokój Lils. Do wakacji jeszcze fura czasu!
-No wiem, wiem. Ale lepiej zapytać wcześniej. Jeśli Twoja mama się nie zgodzi jest szansa, że w ciągu tych - przerwała na chwilę licząc coś na palcach - siedmiu miesięcy zmieni zdanie.
-Masz rację. Zapytam ją dzisiaj - kiwnęłam głową - a propos chciałabyś pomóc nam w organizowaniu przyjęcia? - zapytałam szukając miejsca na sklepowym parkingu.
-Jasne, że tak!
-To świetnie. Za trzy tygodnie firma mamy będzie miała równo dziesięć lat. Chciałaby zorganizować mega przyjęcie dla pracowników. Chce by wszystko wyszło idealnie. - zniżyłam lekko głos parkując niedaleko od wejścia do galerii.
-Świetnie, z chęcią pomogę - uśmiechnęła się szeroko na myśl, że jej potrzebujemy i odpięła swój pas.
- Chodź. Widziałam tu wczoraj piękne buty, muszę je mieć - powiedziałam zmieniając temat i zamknęłam swój samochód.
Oczywiście nasze wyjście do galerii handlowej nie skończyło się jedynie na kupieniu idealnej pary butów...
-Bolą mnie już nogi od tego całego shoppingu - marudziłam dźwigając kilka toreb z ciuchami.
-Mnie też... Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowała przyjaciółka.
-Super, umieram z głodu - powiedziałam. Poszłyśmy na tę stronę galerii, gdzie można było kupić coś do jedzenia. Weszłyśmy do McDonalds - wiem, że nie jest to zbyt eleganckie miejsce, ale czego można się spodziewać po galerii handlowej? - Lily zajęła miejsce przy stoliku, a ja poszłam złożyć zamówienie. Z racji tego, że usiłujemy jeść zdrowo zamówiłam dwie sałatki, i kawy.
Zapłaciłam i wzięłam tackę z jedzeniem do rąk. Odwróciłam się szukając stolika, przy którym siedzi Lily kiedy zauważyłam znaną mi osobę. - Cześć Justin - krzyknęłam i podeszłam do chłopaka - co Ty tu robisz?
-Przyszedłem coś zjeść. To chyba jasne - uśmiechnął się szeroko i wskazał spojrzeniem na swoją tackę.
-No tak, przepraszam. Chciałbyś się może dosiąść do mnie i mojej przyjaciółki? - zapytałam i uśmiechnęłam się lekko.
-Ok, ale jestem z przyjacielem - ostrzegł mnie i kiwną brodą w stronę chłopaka z trochę ciemniejszą karnacją, który właśnie szedł w naszą stronę z tacką pełną jedzenia.
-To jest Mickey - przedstawił mi chłopaka
-Faith - podałam chłopakowi rękę zanim Justin zdążył mnie mu przedstawić.
-Miło mi - uśmiechnął się
-Mi również - odwzajemniłam uśmiech - to co, chodźmy - powiedziałam z entuzjazmem i pokierowałam ich w stronę stolika, przy którym siedziała moja przyjaciółka.
-Wow, chyba byłyście na zakupach - powiedział Mickey patrząc na dość dużą ilość toreb stojących obok naszego stolika.
-Tak, małe zakupy - uśmiechnęłam się kładąc tackę na stolik.
-W takim razie nie chcę wiedzieć jakie są duże - powiedział a ja zachichotałam
-To jest Lily - wskazałam na przyjaciółkę - Lily,  to jest Justin i Mickey
-Cześć - powiedziała śmiale Lils i pomachała do niech ręką. Wszyscy usiedliśmy przy stoliku - tak właściwie, to skąd się znacie? - zapytała po chwili milczenia.
-Oh. Zapomniałam Ci powiedzieć. - machnęłam ręką. - Wczoraj przedłużył mi się projekt z Miley więc wracałam do domu o później godzinie. Jestem też na tyle mądra, że nie zabrałam samochodu - stuknęłam się w czoło - i jak wracałam to napadł mnie jakiś facet. - opowiadałam ze świętym spokojem podczas gdy Lily rozpierały emocje. - no i chciał zabrać mój zegarek. Wtedy przyszedł Justin i mi pomógł - uśmiechnęłam się otwierając swoją sałatkę i biorąc trochę do buzi.
-Zapomniałaś? Napadł Cię jakiś facet a Ty po prostu zapomniałaś mi powiedzieć? Grabisz sobie Faith, oj grabisz! - pomachała palcem wskazującym w moim kierunku a ja poczułam się na chwilę jak piecio-letnie dziecko.
-Przepraszam, mamo - powiedziałam żartobliwie na co wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ale to nie wszystko - powiedział Justin opanowywując śmiech - kiedy kazałem jej odejść ona wskoczyła temu gościowi na plecy - zaśmiał się - ta dziewczyna jest szalona! - powiedział nieco głośniej, a ja się zarumieniłam.
-Serio? - zapytał Mickey przez śmiech
-Tak - odpowiedział brązowooki
-Już Cię lubię - spojrzał na mnie, a ja byłam pewna, że moje policzki nie mogą być już bardziej czerwone.

Justin's Pov

- Sorry - powiedziałem czując wibracje mojego telefonu i przesunąłem palcem po ekranie odbierając połączenie. - Halo - powiedziałem do telefonu.
-Witam panie Bieber - usłyszałem znajomy mi głos.
-Co się stało, szefie? - zapytałem
-Mam dla Ciebie robotę, teraz.
-Teraz niestety nie... - zacząłem, lecz ten nie dał mi dokończyć.
-Słuchaj, jeśli nie chcesz, to nie. Ale dzisiejszy dzień jest naprawdę ważny i możesz dużo zarobić.
-Dobra.
-Mój chłopak - zaśmiał się a ja ledwo powstrzymałem wymioty cisnące mi się do ust słysząc jak nazwał mnie ' swoim'. Pewnie pocierał teraz swojego obrzydliwego wąsa. - bądź w moim biurze jak najszybciej. - powiedział za ja się rozłączyłem.
-Muszę iść. - powiedziałem nisko łapiąc tacę.
-Ale dopiero przyszliście, nawet nie zdążyłeś nic zjeść - odezwała się Faith.
-Zjem po drodze. - powiedziałem unikając jej wzroku - idziesz Mickey?
-Taa - przytaknął tylko wiedząc już o co chodzi.
-Ale... - dziewczyna spojrzała na mnie i zaczęła mówić, jednak nie dałem jej dokończyć.
-Po prostu skończ. Musimy iść - powiedziałem ostatnie słowa i razem z kumplem wyszliśmy z restauracji, o ile tak można nazwać McDonalds...

Faith's Pov

-Wow, on jest jakiś dziwny - powiedziała moja przyjaciółka patrząc na odchodzących chłopaków.
-Taa, chyba tak - powiedziałam. Mimo iż nie znałam Justina długo i nie jest nawet moim kolegą to wkurzyłam się na niego. Zachował się głupio. Mimo to wciąż uważam, że jest jednym z tych miłych i ułożonych chłopaków. Może osoba, z którą rozmawiał go rozzłościła, albo po prostu ma zły dzień?

Po powrocie do domu rzuciłam swoje torby na łóżko, za to Lily postawiła swoje zakupy obok komody. Zdjęłam także swój płaszcz i buty i zeszłyśmy na dół. Mama siedziała w swoim gabinecie, przeglądając jakieś kartki.
-Wróciłyśmy - zanuciłam wchodząc do pomieszczenia z Lily na ogonie.
-Oh, jak dobrze. Właśnie zrobiłam listę potrzebnych rzeczy, tylko nie wiem czy to już koniec - uśmiechnęła się i założyła okulary, których używała do czytania.



_________________________________________

Więc jest część numer 1! Poprawiałam ją chyba z dziesięć razy, więc mam nadzieję, że wam się podoba :) 

Jeśli przeczytałeś/łaś to porosze o komentarz :)


sobota, 14 grudnia 2013

Prolog ♥

'Nie, nie musisz mnie odwozić' Serio? Jaka ja jestem głupia - w myślach policzkowałam się już trzeci raz.
Po prostu super. Dochodzi 23.00 a ja wracam do domu SAMA ciemną, opustoszałą ulicą. Jak się tu znalazłam? Zacznę od początku.

*flasch back*
-Hej Faith - powiedziała Miley uroczo się do mnie uśmiechając.
-Cześć Miley - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
-W poniedziałek kończy się termin oddawania projektów z historii, wiesz tych w parach, mogłabyś wpaść dziś do mnie i zrobiłybyśmy go? - zapytała wkładając kosmyk włosów za ucho
-Wiesz, chciałam iść dziś na zakupy. Nie możemy spotkać się w weekend? - zaproponowałam. Normalnie wolę robić wszystko przed czasem, ale dziś rano widziałam w Top Shop piękne buty i po prostu muszę je mieć, zanim wszystkie wykupią.
-Nie sądzę... Rodzice chcą jechać w weekend odwiedzić rodzinę...
-Oh... No dobrze. Będę u Ciebie o czwartej, może być?
-Jasne, będę czekać - klasnęła w dłonie i skręciła w przeciwny korytarz prowadzący do sal przedmiotów ścisłych. Na szczęście ja skończyłam lekcje na dziś. 

-Gdzie idziesz, skarbie? - zapytała mama, kiedy wstałam od stołu po skończonym posiłku.
-Oh... zapomniałabym. Idę do Miley musimy zrobić projekt na historię. Nie chcę dostać złej oceny - posłałam mamie lekki uśmiech.
-Nie mogłaś umówić sie z nią na sobotę lub niedzielę?
-Problem w tym, że nie. W weekend jedzie odwiedzić rodzinę - powiedziałam otwierając lodówkę i wyjmując sok pomarańczowy. 
-Wielka szkoda! Chciałam, żebyś pomogła mi w organizowaniu przyjęcia dla moich pracowników.
-Przykro mi. Nie możesz przełożyć tego na jutro?
-Dobrze, na jurto - powtórzyła.
-Nie mogę uwierzyć, że twoja firma ma już dziesięć lat! - powiedziałam i napiłam się soku.
-Ja też nie! Pamiętam jak ją zakładałam. Wydaje się jakby to było wczoraj! - wykrzyknęła z entuzjazmem. Mama jest szefem wielkiej firmy. Nie wiem czym dokładnie się zajmuje, wiem tylko, że jest szefem. 
-Dobrze, mamuś ja idę.- porzegnałam ją całusem w policzek - Aha, i nie biorę samochodu, przejdę się - rzuciłam przed wyjściem z pomieszczenia.

**

Co ja sobie myślałam nie biorąc ze sobą samochodu?!... Co ja myślałam odmawiając Miley odwiezienia mnie do domu?!
Cóż, powinnam najpierw przemyśleć zanim coś zrobię lub powiem...
Z zamyśleń wyrwał mnie widok męszczyzny idącego na przeciwko. Miał na sobie jeansy i ciemną kurtkę. Na głowie miał kaptur, a przez minimalne światło latarni posadzonej kilka metrów od niego mogłam dostrzec, że miał lekki zarost, jednak nie widziałam dokładnie jego twarzy.
Już miałam go minąć, kiedy zatrzymał mnie.
-Hm? 
-Masz pieniądze? - zapytał. Jego głos był niski i zachrypnięty.
-Przepraszam, nie - powiedziałam wyjmują ręce z płaszcza gestem dając mu znać, że w tej chwili nie mam przy sobie żadnych pieniędzy.
-Daj zegarek - powiedział patrząc na połyskujący dodatek wystający spod rękawa mojego okrycia. Moje serce zaczęło szybciej być.
-Nie - odpowiedziałam niepewnie.
-Dawaj - powiedział, a ja zakrztusiłam się powietrzem widząc jak wyjmuje mały nóż z kieszeni. Myślałam, że to biedak proszący o pieniądze, nie kryminalista.
-Ja... ja nie... proszę - bełkotałam w strachu i zakłopotaniu.
-Dawaj, kurwa - podniósł głos, jednak nie na tyle głośno, żeby zwrócić uwagę mieszkańców, którzy zapewne szykują się już do spania.
-Zostaw ją - usłyszałam pewien głos za plecami i byłam wdzięczna Bogu za to, że zesłał mi kogoś na pomoc.
-Spadaj - powiedział 'mój' kryminalista nie odrywając ode mnie wzroku..
-Powiedziałem 'zostaw ją' - powtórzył głos zza moich pleców a ja nie miałam odwagi, by zobaczyć kto to. Byłam pewna, że osoba przede mną zaraz wbije mi nóż w brzuch.
-A ja powiedziałem 'spadaj'. Więcej razy nie będę powtarzać... - zagroził w końcu odrywając ode mnie wzrok a ja usłyszałam kroki.
Nie odchodź proszę - pomyślałam zamykając na sekundę oczy. Na szczęście osoba nie odeszła, a podeszła bliżej tak, że mogłam zobaczyć ją obok siebie. Włosy miał postawione do góry, a na sobie spodnie z niskim kroczem i bluzę. 
Kto do cholery nosi tylko bluzę w grudniu?!
- Po prostu odejdź, a nic Ci się nie stanie - powiedział spokojnie, podchodząc krok bliżej napastnika.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić!- facet popchnął lekko mojego obrońcę i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęli się bić.
-Odejdź - powiedział w moją stronę chłopak, ale nie mogłam go tak zostawić. W końcu mi pomaga.
Zanim zdążyłam przemyśleć co chcę zrobić - jak zawsze - rzuciłam się na plecy złego męszczyzny, wyrwałam mu nóż z ręki i wurzuciłam za siebie. 'Obrońca' wykorzystał zdziwienie męszczyzny i kopnął go w kroczę. Ten zwinął się w bólu a ja zeskoczyłam z niego. Odeszłam krok w tył. Chłopak sprzedał mu jeszcze kilka ciosów zanim podszedł do mnie. 
-Jesteś cała? - zapytał
-Tak, a Ty?
-Myślę, że tak. Chodź, odprowadzę Cię. - Powiedział i ruszyliśmy w stronę do mojego domu.
W ciągu piętnasto minutowej drogi zdążyłam dowiedzieć się, że przechodził tamtędy przypadkiem, oraz, że mieszka kilka przecznic stąd. Opowiedziałam mu co robiłam o tej porze sama poza domem oraz o projekcie szkolnym. 
-Nadal nie wiem jak masz na imię powiedziałam gdy wchodziliśmy na moje podwórko.
-Jestem Justin - powiedział wyciągając do mnie dłoń. Staliśmy na ganku przed drzwiami frontowymi mojego domu. Mogłam zobaczyć teraz jego twarz, gdyż oświetlała nas lampa wisząca nad drzwiami.
Justin miał błąd włosy, i duże, brązowe oczy, w których można zatonąć. Jego nos był średni, a usta różowe i pełne. Brwi miał grube i gęste. Był przystojny. Mogłabym stwierdzić, że nawet bardzo przystojny.
-Faith - uśmiechnełam się i ścisnęłam dłoń Justina. 
-W takim razie... Faith miło było ratować Cię przed okradnięciem - uśmiechnął się ukazując mi rząd swoich białych zębów. - ale muszę już iść. Narazie. - pomachał mi po czym odwrócił się i zaczął odchodzić.
-Papa - pożegnałam się. Miałam wejść do domu kiedy odwróciłam się - I Justin?
-Tak? - zatrzymał się i spojrzał na mnie. 
-Dziękuję - powiedziałam posyłając mu nieśmiały uśmiech. Zaśmiał się w odpowiedzi i ruszył dalej.